Sicilia bedda!!!- październik 2009
Dlaczego znowu Sycylia? Dlaczego nie?!!! Każda wycieczka na tę wyspę jest dla mnie jak skok na bungee (prawie, bo jak wiadomo cykor ze mnie i boję się wysokości… 😉 ), słowem ostra jazda :)datkowym atutem wyjazdu było towarzystwo Ani, z którą zarówno Miś jak i ja pojedziem chętnie nawet na koniec świata! Tak, to nie mógł być normalny wyjazd… Zaczęło się od mojego spóźnienia na samolot, opóźnienia odprawy i urodzinowej fajki na bezcłówce!!! W Bolonii w rytm utworu Alabama Song podążałyśmy za szalonymi Brazylijczykami…(jeden nawet zrobił dla mnie urodzinowy striptiz!!!) … i tak do porannego samolotu 🙂 Trapani przywitało nas polskimi klimatami: „dzień dobry” od stewardessy i polskim radiem w barze 🙂
Rozpoczęłyśmy naszą podróż autostopem… zaskakująco szybko dotarłyśmy do San Vito Lo Capo i Rezerwatu Cyganów (Riserva Naturale dello Zingaro), niestety, klucze od naszego domku są przy drugim wejściu do rezerwatu (Scopello), czyli musimy objechać 50km rezerwatu…
Już w rezerwacie, w drodze do domku słyszę od Ani: Baron, gdzie ty mnie prowadzisz?!… No tak, domek to zadaszone mury, w których łóżka to zbite dechy, światło to świeca, a woda to marzenie… a wokół tylko przyroda, przyroda, przyroda 🙂 Miś czuł się jak w raju 🙂
Z rezerwatu pojechałyśmy do Palermo coby zobaczyć niedobitki z poprzedniej wizyty (Monreale i Katakumby). W Monreale mozaiki piękne i widok na Palermo cudny. A Katakumby? Hmm, to kolejny punkt czarnej turystyki- warto zobaczyć, ale tylko raz…
W Palermo widziałyśmy jeszcze strajk- jedną z głównych dróg zablokowano kontenerami na śmieci… Do Agrigento dotarłyśmy późnym wieczorkiem, tam przednia, pojechana ekipa i małe party 🙂 Po spacerku na Schodach Tureckich (Scala dei Turchi) wyruszyłyśmy w dalszą drogę do Katanii.
I tu dwa mega odjechane stopy: zjarany samochodzik, tańczący w rytm Banda Bardo, a później crazy koleś- Mysza- przy którym nieraz popłakałyśmy się ze śmiechu!!!
Mysza udzieliła nam też schronienia w swojej norce na pierwszą noc w Katanii, gdzie balowaliśmy do rana 😉 Przy południowym winku w Ostello (jedyne 5€/litr) oczekiwałyśmy na zbawienie… Pojawił się CouchSurfer, który musiał jeszcze tylko zapytać mamma czy może nas nocować…hehe… później pojawił się Salvo i to on gościł nas i towarzyszył nam w trakcie pobytu w Katanii… Zabrał nas do Militello in Val di Catania na festiwal kaktusów, gdzie próbowałyśmy m.in. musztardy z kaktusa.. :p Wieczorki w Katanii urozmaicały nam imprezki tematyczne pod patronatem Amnesty International 😀
Z Katanii pojechałyśmy do Trapani (o 6:00 rano!!!). Tu przywitał nas Filippo z Hospitality i czym prędzej pobiegłyśmy spać na plażę… Zaplanowana na wieczór wyprawa do Erice nam nie wypaliła, więc naprawiłyśmy to degustacją przeróżnych piwek 😉 Rankiem popłynęłyśmy na wyspę Favignana (Isola Favignana), tam zaoszczędziłyśmy 4€ na rowerach, dzięki czemu mogłyśmy przez 2 godzinki po pustkowiu walk and walk and walk and walk and walk and walk… Bezcenne 😉 Wyspa była zaskakująco zmienna: od słońca przez deszcz po upały i to wszystko w jedyne 5 godzin 🙂
Wieczorkiem opuściłyśmy Sycylię i poleciałyśmy do Bolonii, której nie chciało nam się już zwiedzać 😉 No ale skoro już tam byłyśmy… Zakupiłyśmy prowiant do Polszy i na odjezdne zjadły spaghetti Carbonare (hmm, dlaczego nie po Bolońsku???) Natomiast osobowość jak i opowieści naszego ostatniego hosta totalnie mnie rozbiły 🙂 🙂 (… jak pluszowe zoo w podróży… 😀 )
fajny miś
Apate - 16 grudnia, 2011 o 11:00 pm |