Kijów, Czarnobyl, Prypeć- lipiec 2009
Uparłam się, żeby pojechać na wycieczkę do Czarnobyla i dzięki Alexowi z CS udało się! Alex znalazł mi ukraińskie biuro, załatwił pozwolenie i nawet zapłacił za wycieczkę. Tanie linie do Kijowa okazały się tanie nawet tydzień przed wylotem 🙂 Tym razem mnie wpuścili 🙂 Choć Kijów nie był celem tej podróży, to spędziliśmy tam z Misiem kilka miłych chwil… Kijów to zwykła, europejska stolica. Bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie piaszczyste plaże nad Dnieprem, ale przede wszystkim ukraińska gościnność i bezpośredniość.
CZARNOBYL, PRYPEĆ – MIASTO DUCHÓW
Informacje techniczno – organizacyjne dotyczące samodzielnego wyjazdu do Czarnobyla: https://effciab.wordpress.com/organizacja-wycieczki-do-czarnobyla/
Do Czarnobyla jedziemy ok. dwie godz. busem. Na pokładzie Ukraińcy, dwóch Kanadyjczyków, Misiu i ja 🙂 Na pierwszym posterunku kontrola paszportów. Zaraz za płotem ogradzającym „Zonę” widać pola uprawne (kukurydza i siano), zupełnie tak, jakby skażony teren dało się zamknąć…
Jedziemy do pierwszego większego miasteczka i tam, ku mojemu zaskoczeniu, niemal na każdym kroku widać życie. Owszem, większość domków jest opustoszała, a ich ruiny straszą na odległość, ale są też takie, które wyglądają całkiem normalnie. Ponoć 11 lat temu urodziła się tu dziewczynka, która nadal tu mieszka- jest zdrowa. Tutaj mamy bazę. Zabieramy stąd przewodnika i jedziemy busem po okolicy.
Zatrzymujemy się przy kościółku- jest tam źródło, z którego mieszkańcy „Zony” czerpią wodę, bo jest najczystsza…
Później jedziemy zobaczyć park ze skażonym sprzętem wojskowym. Wygląda to dość sztucznie…
Zatrzymujemy się również przy pomniku poświęconym pamięci strażaków, którzy zginęli podczas gaszenia pożaru w elektrowni.
Przewodnik zabiera nas na most nad rzeką Prypeć. Widać stąd rozległe, skażone tereny leśne- od 23 lat stanowią ‚naturalny’ rezerwat przyrody. To niezwykłe jak szybko dzikie zwierzęta zadomowiły się i znalazły spokój w „Zonie”. Tak, żyją tam zwierzęta i mają się bardzo dobrze 🙂
Następny foto-stop mamy na przystani wodnej, a w niej niezwykły widok na wraki zardzewiałych statków.
Tam objawiam grupie moich współtowarzyszy Misia 😉 Później jedziemy zobaczyć IV reaktor, a raczej sarkofag.
Zatrzymujemy się w kilku miejscach z widokiem na kopułę ochronną. Z jednej strony podobno nie można robić zdjęć, ze względu na tajność obiektu (ale kogo to obchodzi…???). Tam wchodzimy na most, z którego widać masę ryb, zwłaszcza olbrzymie sumy robią wrażenie. Zastanawiam się czy ludzie mieszkający w strefie faktycznie ich nie łowią??? Przez cały czas, kiedy zbliżyliśmy się do reaktora, liczniki Geigera piszczą, czyli sygnalizują podwyższony poziom promieniowania, ale nie jest to poziom niebezpieczny dla zdrowia. Oczywiście samego sarkofagu nie można zwiedzać 🙂
Ok, teraz pora na Prypeć. Wpierw zatrzymujemy się przy pięknym, murowanym znaku „Prypeć”,
chwilę później przy budce strażnika i zwykłej pordzewiałej tablicy „Prypeć”.
Jesteśmy w mieście duchów. Jedziemy do centrum miasta. Przewodnik puszcza nas na wybieg- możemy gonić gdzie chcemy.
Tu pierwsza rzecz, która się rzuca w oczy, to czarne postacie ludzkie na ścianach, które kilka lat temu namalowała grupa ukraińskich gówniarzy-grafficiarzy.
Wpierw pomyślałam, że cholernie pasują do tego miejsca, że idealnie oddają klimat opuszczonego miasta- miasta duchów. Zaraz później wyobraziłam sobie zupełnie coś innego… A gdyby tak ktoś namalował graffiti na barakach w Auschwitz??? NIE!!! To akt głupoty i wandalizmu. Prypeć to jest muzeum i tak powinno być traktowane.
Cała nasza grupa rozbiegła się po różnych budynkach. Tu restauracja, tu hotel, tu sklep, a tu bloki mieszkalne… Pod drzewem ktoś zostawił buket świeżych kwiatów… Wybiegłam kilka pięter na dach hotelu- rośnie tam kilka drzew. Po drodze zwiedziłam kilka korytarzy prowadzących do opustoszałych i totalnie okradzionych pomieszczeń.
Szabrownicy wynieśli z Prypeci praktycznie wszystko co mogli, łącznie z meblami, grzejnikami czy umywalkami. To nie dziwi tak bardzo, bo przecież Prypeć był idealnym, bogatym miastem dla wybrańców, którzy mieli zaszczyt pracować w elektrowni… Spodziewałam się zobaczyć nietknięte od 23 lat pomieszczenia- zobaczyłam splądrowane bloki.
Z dachów budynków widać niesamowitą panoramę Miasta Duchów, a w oddali elektrownię w Czarnobylu i sarkofag IV reaktora (3km). Wszechobecna cisza i pustka tego miasta długo pozostaną w mojej pamięci…
Z Prypeci pojechaliśmy do naszej bazy na obiad. Polazłam z jednym Ukraińcem do sklepu po pifko- skoro można pić pifko na Etnie, to można i w Czarnobylu 😉
Przy wyjeździe z „Zony” kontrolowano czy się przypadkiem nie napromieniowaliśmy 😉
Później wesołym busem popędziliśmy do Kijowa… wesołym, bo się odkażaliśmy 😉
Misiu zaintrygował moich ukraińskich współtowarzyszy wycieczki. Pytanie, które mnie rozbroiło: ‚A niedźwiedź to gdzie już był? 🙂 🙂 🙂 hehe Niedźwiedź już nawet w Czarnobylu był 🙂
Witam!
Ooo! To o mało co, a nie spotkalibyśmy się 🙂 Nasza Grupa była Tam dopiero co kilka dni wcześniej…
Gratuluję wspaniałego Bloga na temat Czarnobyla.
Dawno nie czytałem tak rzetelnej relacji z wyprawy do „Strefy Zero”. Mam to samo zdanie co do paskudnych graffiti tam pojawiających się. Świadczy to o kompletnej bezmyślności tych tzw. „hartystów”…
Obawiam się, że jeszcze trochę i całkiem ludzie zapomną o tej Tragedii. Zamieni się ona w czystą Komercję i nie chodzi mi tu o takie wyprawy Poznawcze jak Wasza czy Nasza – to zupełnie „inna para kaloszy”…
Chodzi mi o to, iż niestety najprawdopodobniej jeszcze trochę, a Tragedia przerodzi się w „komedię”, a raczej „farsę” – na przykład zaczną organizować chociażby podróże poślubne do Prypeci… Brrrrr… Sesja zdjeciowa Nowożeńców z np. „Energetykiem”, czy „Diabelskim Kołem” w tle… Ohyda!
A przecież tam, dokładnie tam 27 kwietnia 1986 r., 49360 Mieszkańców straciło dorobek całego życia, bo musieli wszystko porzucić i jechać „nie wiadomo gdzie”… Wielu pewnie mieszka obecnie w Kijowie i okolicach, zaś sporo b.Prypecian mieszka w specjalnie dla nich wybudowanym pięknym mieście Sławutycz – ale czy to im rekompensuje utratę Ich Miasta albo raczej „Mojego Miasta”? (jak to śpiewa Ukraińska Piosenkarka z zespołu „DELIA” – notabene też b.Prypecianka)
Na pewno nie!
Niektórzy najodważniejsi wracają nawet do swoich dawnych domów na chwilę, by zobaczyć jak one teraz wyglądają – ale potem żałują swojej decyzji. Widok rozszabrowanego dobytku, zdeptanej przeszłości jest dla każdego z nich szokiem!
W każdym razie wyprawa do Czarnobyla, jest niesamowitą lekcją pokory dla każdego z nas…
Pomimo typowo ludzkiej „pychy” i „arogancji”, że człowiek niby „okiełznał przyrodę”, Tam naprawdę widać że JEST NA ODWRÓT! Dwadzieścia parę lat i całe miasto i okoliczne wsie są już lasem, a raczej buszem, po którym ciężko się przedziera. Co ciekawe, dojście do niektórych domów skutecznie zagradzają… drzewa! Odwiedziny tej tzw. Zamkniętej Strefy Czarnobylskiej, daje do myślenia, że jak kiedyś zniknie ludzkość to i wszelki ślad po niej zniknie – i to bardzo, bardzo szybko….
Z poważaniem
Andrzej Karoń
P.S.1 Zapraszam do Galerii z Naszej Wyprawy:
P.S.2 A Misiowi było na pewno „bardzo smutno”, jak zobaczył w Prypeci te zakurzone, w wielu przypadkach okaleczone, a przede wszystkim opuszczone od 23 lat inne misie leżące tu i tam… Prawda?
Andrzej Karoń - 17 sierpnia, 2009 o 9:47 pm |
Genialny pomysł z miśkiem 🙂
Ja mam hopla na punkcie Czarnobyla, też się wybrałem i jak wszedłem, zobaczyłem zdjęcia z miśkami to pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to: „A jakby go do Czarnobyla wziąć?” 😉 Zjechałem niżej a misiek już tam był.
Gratuluje pomysłu. Dodaje blog do rssa bo świetny jest i będę zaglądał 😉
Maju - 14 stycznia, 2010 o 11:35 pm |
Super stronka:) czy mozna prosic o kontakt do autorów tego bloga ??
LuQ - 3 marca, 2010 o 1:00 pm |
Ty człowieku jesteś chory! Zachwycać się miejscem w którym wydarzyła się wielka tragedia… Pięknie nie ma co.
... - 19 sierpnia, 2010 o 10:05 am |
Zazdroszczę wycieczki.Zawsze chciałam tam pojechać może kiedyś będzie mi dane. Moim marzeniem są 3 miasta:Prypeć, Norylsk i Moskwa.
limcia - 14 sierpnia, 2011 o 6:44 pm |